Wielkość tekstu
Interlinia
Margines
Font
Układ artykułów
Kolor tła 1
Kolor tła 2
Gradient tła
Kolor tekstu
Kolor akcentów

Unieruchomieni i nadaktywni. Codzienność pandemii

Abstrakt

Artykuł omawia wyniki wieloetapowego projektu “Życie codzienne w czasach pandemii” prowadzonego od początku marca 2020 roku. Opisuje podstawowe strategie wobec pandemii i formy walki z pandemią oraz omawia trzy typy konsekwencji pandemicznych doświadczeń dla praktyk codzienności. Po pierwsze jest to poczucie skurczenia rzeczywistości wynikające z kompresji aktywności rozproszonych dotąd i realizowanych poza domem na stosunkowo małej przestrzeni i związana z tym koniecznosć wytyczania nowych czasowo-przestrzennych granic realizacji poszczególnych aktywności. Po drugie, to koncentracja na tym, co najbliżej, wyzwalająca kultywowanie radykalnych form “naszości”. Po trzecie, to weryfikacja hierarchii potrzeb i osłabienie postaw konsumerytycznych. W tych pandemicznych okolicznościach rodzą się nowe rytuały, przywracające poczucie kontroli.

Niestety nie dysponuję danymi na temat zmian w życiu Polaków, jakie przyniosła za sobą pandemia Covid-19, a jedynie danymi na temat tego rodzaju przeobrażeń, które były udziałem wybranych kategorii jednostek żyjących w naszym kraju   1  1   W tekście wykorzystuję wyniki wieloetapowego projektu Życie codzienne w czasach pandemii prowadzonego od początku marca 2020 roku do dziś, a realizowanego przez osoby związane z Zakładem Teorii i Badań Praktyk Społecznych na Wydziale Socjologii UAM w Poznaniu. Opublikowano dotąd trzy raporty z kolejnych faz badań. Zob. https://amu.edu.pl/wiadomosci/aktualnosci/ogolnouniwersyteckie/zycie-codzienne-w-czasach-pandemii.-raport-z-trzeciego-etapu-badan?fbclid=IwAR0-3BmKcMaxKLIFvoAL0rKRnNNnwlQtpFkNVzxVL0ScfAOhO2FYJraR2eI, dostęp: 16 marca 2022. Badania trudno uznać za w pełni reprezentatywne, co wynika ze specyfiki próby. Lockdown i związane z nim utrudnienia w komunikacji sprawiły, iż linki do kwestionariuszy ankiet trafiły przede wszystkim (choć oczywiście nie tylko) do dobrze wykształconych przedstawicieli wielkomiejskich klas średnich i to ich z konieczności dotyczą przede wszystkim zawarte w tym tekście rozważania.  ↩︎. Dodatkowo informacje te nie dotyczą wszystkich sfer życia, w których one uczestniczą, ale wyłącznie wybranych – jest to przede wszystkim ich codzienność   2  2   W ramach projektu badaliśmy co prawda szeroką kategorię, jaką jest życie codzienne, badania jednak nie obejmowały już na przykład sfery pracy, edukacji, świadomości czy postaw politycznych lub obywatelskich. Kwestie te pojawiały się oczywiście w wypowiedziach badanych, ale nie stanowiły one przedmiotu analiz.  ↩︎. Poniższe uwagi na temat zmian, jakie przyniosła i niesie aktualna sytuacja kryzysowa dla codziennej egzystencji Polaków są więc z konieczności niekompletne i to nie tylko ze względu na rozległość tego tekstu.

O zróżnicowaniu doświadczenia pandemii jako sytuacji kryzysowej

Mniej więcej dwie trzecie respondentów biorących udział w drugim etapie naszych badań uważa, że w wyniku epidemii Covid-19 w ich życiu zaszły jakieś znaczące zmiany. Nadzwyczajność sytuacji nagłych, zaskakujących, zawieszających reguły i oczywistość codzienności prowokuje więc często błędne przekonanie, że w ich rezultacie sytuacja jednostek uległa zrównaniu. Tymczasem, choć za sprawą pandemii rzeczywiście wszyscy znaleźliśmy się w tej samej sytuacji, to już z pewnością nie w tym samym położeniu.

Dla części osób pandemia nie była niczym nadzwyczajnym, bo funkcjonując na marginesie społeczeństwa, w skrajnej biedzie, za jej sprawą doświadczali dokładnie tego samego, czego doświadczają na co dzień: lęku, niepewności, poczucia braku wsparcia ze strony państwa, dostępu do służby zdrowia, godnych warunków mieszkaniowych, a w końcu też nadziei. W ich życiu paradoksalnie nic się nie zmieniło. Części jednostek pandemia przyniosła z kolei wiele uciążliwości związanych z codziennym funkcjonowaniem, takich jak: rozregulowanie domowego czasu i przestrzeni, brak dostępu do niektórych dóbr konsumpcyjnych, odcięcie od bliskich i przyjaciół, przeciążenie informacyjne i inne. Nie pozbawiła ich ona jednocześnie środków do życia, podstaw egzystencji. Dla jeszcze innych pandemia oznaczała trudną do wytrzymania fizycznego i psychicznego intensyfikację obowiązków zawodowych, pracę w warunkach ciągłego zagrożenia zarażeniem, ale też cierpienie z powodu stygmatu niedotykalnego, jakim przez sąsiadów naznaczani byli lekarze, pielęgniarki czy kurierzy. Prowadziła więc na skraj wytrzymałości fizycznej i psychicznej. Kolejne osoby doświadczały jej w kontekście utraty pracy, niemożności dokończenia ważnych projektów, terapii, braku kontraktów. Dla nich pandemia była rodzajem przerwy w grze, nagłego zwrotu biograficznego, zmianą reguł, na których opierali swoje codzienne działania.

Te różnice moglibyśmy mnożyć, ale oznaczają one, że pandemia nie dla wszystkich jest końcem świata. Dla tych zaś, którzy doświadczyli w jej efekcie gwałtownego załamania rzeczywistości, koniec ten objawiał się na dziesiątki różnych sposobów. Wątpliwości, czy pandemia niesie za sobą koniec świata jaki znamy, powiększa też i to, że nie podważyła ona centralności zysku wśród motywów popychających do prowadzenia działalności gospodarczej, nie wyeliminowała nierówności społecznych ani nie spowodowała, że podstawowe instytucje społeczne, wokół których zorganizowane są zachodnie społeczeństwa, przestały istnieć. Nie przestaliśmy też za jej sprawą kochać i nienawidzić, pomagać innym i z nimi rywalizować.

Piszę to wszystko nie po to, by dowieść, że pandemia to zdarzenie błahe, by podważyć jej dramatyczność, odebrać znaczenie śmierci, którą przyniosła. Zależy mi raczej na podkreśleniu, iż pociąga ona za sobą bardzo zróżnicowane konsekwencje dla poszczególnych kategorii społecznych, a także, że nie podważa podstaw, na których opiera się współczesna rzeczywistość. W jej efekcie załamują się więc niektóre światy, nie zaś świat w ogóle.

Unieruchomienie i jego konsekwencje

Podstawową formą walki z pandemią było ograniczenie tego, co stanowi istotę naszych czasów, a więc mobilności. Rozprzestrzenianiu wirusa miało zapobiegać ograniczenie krążenia dóbr i osób, izolowanie od siebie jednostek, nacji i kontynentów, przerwanie wymiany, łańcuchów dostaw oraz uniemożliwienie jednostkom kontaktów zarówno w skali lokalnej, jak i globalnej. To ograniczenie mobilności niosło za sobą bardzo ambiwalentne skutki.

Po pierwsze, na co często zwracali uwagę nasi respondenci, pociągało za sobą poczucie skurczenia rzeczywistości, w której dotąd funkcjonowała jednostka, uczynienia jej własnego świata bardziej kompaktowym, a tego na zewnątrz – kieszonkowym, zamkniętym w prostokącie ekranu urządzenia komputerowego wpiętego do sieci. Zwłaszcza w pierwszych miesiącach pandemii jednostki zostały odcięte od prowadzonego dotychczas bogatego życia społecznego i od zróżnicowanych przestrzeni, w których się ono toczyło. Nie tylko przestały chodzić do pracy (choć nadal ją zdalnie wykonywały), ale też niedostępna stała się dla nich infrastruktura bywania, która tak bujnie rozwinęła się w polskich miastach w ostatniej dekadzie – parki i nadrzeczne bulwary, klubokawiarnie, bary, puby i galerie, uspołecznione przestrzenie publiczne i wiele innych. Podczas analizy zdjęć nadesłanych przez respondentów uchwycono zaskoczenie wynikające z wymazywania z wielkomiejskiego krajobrazu tego wszystkiego, co badani utożsamiali z miastem, a więc gwaru i hałasu, ruchu, tłoku. Nasi respondenci namiętnie fotografowali wyludnione ulice i dworce, opustoszałe galerie handlowe, zamknięte restauracje, puste widownie kin i teatrów. Ich uwagę zdawała się przyciągać właśnie nienowoczesność, pozbawienie miasta atrybutów konotujących współczesne miejskie życie i to wszystko, co dla klas średnich oznacza miasto: dynamizm, wielość wydarzeń kulturalnych, wybór, konkurowanie o uwagę, bycie w jej centrum, życiodajne przepływy informacji i konieczność trzymania ręki na pulsie zmian. Niedostępność miejskości nie sprawiła jednak, że zniknęły rozbudzone przez nią potrzeby. Pociągało to za sobą gwałtowną kompresję rozproszonych dotąd i realizowanych poza domem aktywności na stosunkowo małej przestrzeni   3  3   Według danych GUS z 2018 roku średnia powierzchnia mieszkania przypadająca na jedną osobę w Polsce to nieco ponad 28 m2, ale jeśli weźmiemy pod uwagę wzrastającą liczbę gospodarstw jednoosobowych, to musi to oznaczać, iż w przypadku wieloosobowych gospodarstw domowych metraż przypadający na jedną osobę jest dużo niższy od średniej. Jak stwierdzają badani w komentarzu do przesłanych nam zdjęć przedstawiających ich codzienność w pandemii: „W załączeniu przesyłam zdjęcia obrazujące, jak zmieniło się moje życie podczas koronawirusa. Na zdjęciu moje miejsce pracy za szafą i miejsce pracy mojego męża w przestrzeni kuchennej, której nie można nazwać kuchnią ze względu na to, że mieszkamy w kawalerce. Jest nam ciasno, ale nigdy nie spędzaliśmy ze sobą tak dużo czasu, co jest miłe” (res. 034a) albo: „Razem z mężem pracujemy zdalnie. Wynajmujemy jeden pokój na stancji ze współlokatorami, więc teraz całe nasze życie mieści się tylko na tych 25m2. Tu jest nasza sypialnia, salon, gabinet kierownika działu marketingu, gabinet pracownika firmy ubezpieczeniowej, siłownia, sala lekcyjna. Ja bardzo dużo rozmawiam przez telefon, mam wideokonferencje, mąż żartuje, że potem żyje problemami mojej pracy”.   ↩︎,  zmianę funkcji tych ostatnich   4  4   Dla przykładu: „Balkon: Zdjęcie przedstawia aranżację balkonu na rzecz minijadalni, w której jemy obiady z partnerem, starając się w ten sposób minimalnie rekompensować sobie niewychodzenie z domu” (res. 733) albo „Pierwszy wiosenny dzień. Ponieważ nie mam balkonu, zjadłem śniadanie na parapecie. Najbardziej brakowało mi spacerów i witania się z napotkanymi psami – za oknem sąsiad wyprowadza znajomego pieska” (res. 667), albo Zdjęcie 2 „Nie ma w całym domu spokojnego miejsca, gdzie można odbyć spotkanie w pracy. Najlepszy jest samochód. A i ten często ktoś chce odwiedzić, bo w bagażniku mamy spiżarnię” (res. 488).  ↩︎, poszukiwanie substytutów dotychczasowych działań   5  5   Jedna z badanych w komentarzu do nadesłanej fotografii pisze: „zdjęcie balkonu – uprawiam domowy ogródek z tęsknoty za przestrzenią, ale też by mieć coś pod opieką, kontrolą i by móc obserwować zmiany w czasie” [190a].  ↩︎; intensywne współdzielenie przestrzeni z innymi, a co za tym idzie – znaczne zagęszczenie relacji społecznych. Skutkowało to zarówno ponownym odkrywaniem radości, jakich może dostarczać przebywanie ze sobą bliskich (jedzenie razem posiłków, oglądanie telewizji, granie w gry planszowe, wspólne gotowanie itd.), jak i bardzo negatywnymi uczuciami, potrzebą izolacji, rozpadem związków   6  6   O tych pozytywnych i negatywnych emocjach towarzyszących pandemii piszemy w tekście: M. Krajewski, M. Kubacka, Pandemiczne emocje i radzenie sobie z nimi, [w:] R. Drozdowski, M. Frąckowiak, M. Krajewski, M. Kubacka, P. Luczys, A. Modrzyk, Ł. Rogowski, P. Rura, A. Stamm, K. Sztop-Rutkowska, Życie codzienne w czasach pandemii. Raport z trzeciego etapu badań, Poznań 2021, s. 58–76, https://issuu.com/wydzialsocjologiiuam/docs/_raport_ycie_codzienne_3, dostęp: 16 marca 2022.  ↩︎. Taka skompresowana codzienność okazywała się szczególnym wyzwaniem w przypadku osób posiadających dzieci w wieku przedszkolnym i szkolnym, bo pandemia nie tylko przerzuciła na rodziców większość obowiązków dotąd współdzielonych z instytucjami opiekuńczymi, ale też stwarzała ogromne wyzwanie logistyczne, jeżeli chodzi o organizację domu. Stał się on nie tylko sypialnią i miejscem weekendowej regeneracji sił, ale też biurem, klasą szkolną, boiskiem, kinem, placem zabaw. Intensywny bordering   7  7   Na jego temat piszą Maciej Frąckowiak i Piotr Luczys w przywoływanym wyżej raporcie, zob. Rozregulowanie czasowo-przestrzenne, s. 128–144.  ↩︎, wytyczanie nowych czasowo-przestrzennych granic realizacji poszczególnych aktywności, godzenie się na miksowanie różnych działań w tej samej przestrzeni, tworzenie barier dostępu, intensywne sięganie po różnego rodzaju dystraktory (najczęściej medialne), by zajmując nimi dziecko, wygospodarować czas na pracę i ciszę potrzebną podczas spotkania online – to tylko niektóre ze strategii adaptacyjnych do nowej postaci rzeczywistości, którą przyniósł ze sobą lockdown, i którym towarzyszyło wrażenie chaosu i bałaganu, braku możliwości kontroli.

Po drugie, niemobilność wymusza koncentrację na tym, co najbliżej. Wzmacnia ją jeszcze strach i lęk towarzyszące pandemii, zwłaszcza na jej początku   8  8   Pięć najczęściej odczuwanych emocji, które uchwyciliśmy w czasie drugiego etapu naszych badań dzięki analizie odpowiedzi na prośbę o podanie przez respondentów trzech słów, które najlepiej opisują ich odczucia związane z pandemią to: złość (wściekłość, wkurzenie itd.) – wskazało na nią 25,9% badanych; poczucie ograniczenia (izolacja, zamknięcie, higiena, brak kontaktów itd.) – 30,7% badanych; bezsilność (niemoc, bezradność, brak nadziei, brak możliwości wpływu itd.) – 30,9% respondentów; niepewność (niewiadoma, niejasność, nieprzejrzystość, niepokój itd.) – 41,5% osób, które udzieliły odpowiedzi, oraz lęk (obawa, strach itd.) – 50,6% biorących udział w badaniu.  ↩︎. Trudno się oczywiście temu dziwić – bardziej zaskakujące były w tym kontekście działania na rzecz innych, których poruszające przejawy również przyniosły pierwsze tygodnie pandemii. Tego rodzaju wsobność rodzi niebezpieczeństwo zamykania się w małych obronnych wspólnotach rywalizujących ze sobą o ograniczone zasoby, niezdolnych do solidarności, kultywujących jakąś radykalną formę „naszości”, koncentracji wyłącznie na sobie samym, traktujących innych jako groźnych obcych, okazujących brak zainteresowania tym, co na zewnątrz. Taka postawa była obecna już przed pandemią – przejawiała się w ksenofobii, rasizmie, skrajnym nacjonalizmie. Wzmocniła się za sprawą zamknięcia granic oraz zamknięcia nas we wspólnotach rodzinnych, a także poprzez zdefiniowanie drugiej osoby jako potencjalnego zagrożenia, rywala w walce o zasoby niezbędne do życia. Pandemia niesie więc za sobą niebezpieczeństwo powrotu do przednowoczesnego, plemiennego świata. Świata, w którym ludzie są pozbawieni kontaktu z tymi, którzy są od nich różni. Brak tego doświadczenia wydaje się groźny dla demokracji. Jest ona przecież właśnie sposobem na układanie sobie życia razem albo życia w sąsiedztwie, tuż obok siebie, pomimo wszystkich dzielących nas różnic.

Trzecim, zdecydowanie pozytywnym skutkiem, jaki niesie za sobą ograniczenie mobilności, jest przekonanie się przez wielu spośród nas, że jesteśmy w stanie funkcjonować w miarę normalnie, nie zużywając tylu zasobów co przed pandemią, nie korzystając aż tak intensywnie z globalnych przepływów towarów, usług i informacji, nie przemieszczając się w aż tak kompulsywny sposób, jak przed kryzysem, którego aktualnie doświadczamy. Mówiąc jeszcze inaczej, być może pandemia nie przyniosła za sobą zmniejszenia konsumeryzmu i skutkowała tylko chwilowym ograniczeniem skali przestrzennej mobilności, ale spowodowała niewątpliwie nieco wymuszone dostrzeżenie oraz docenienie tego, co blisko, tuż za oknem, lokalnie. Być może to zdemaskowanie działań, rzeczy i form mobilności, które okazały się nie być niezbędne, by wieść normalną egzystencję, jest jedną z najważniejszych konsekwencji obecnej sytuacji kryzysowej. Zdaję sobie sprawę z tego, że pandemia, weryfikując hierarchię i strukturę naszych potrzeb, spowodowała też wyhamowanie gospodarki, opóźniła dostawy lub rozerwała ich łańcuchy, przyniosła cięcia w sferze budżetowej i inflację, a więc nadszarpnęła nieco materialne podstawy naszej egzystencji. Być może jednak stanie się to impulsem do tworzenia nowych modeli prowadzenia działalności ekonomicznej: bardziej lokalnych, wykorzystujących to, co blisko, bardziej przyjaznych dla środowiska, wymagających mniej złożonych, a przez to mniej energochłonnych łańcuchów dostaw i form kooperacji.

Przedziwne losy sprawczości nadaktywnych

Jak wielokrotnie staraliśmy się pokazywać w naszych raportach, pandemia – podobnie zresztą jak inne sytuacje kryzysowe – w przypadku wielu osób podważyła przekonania o własnej sprawczości, możliwości kontrolowania rzeczywistości, a więc w istocie – poczucie podmiotowości . Szczególnie bolesne było to w przypadku osób, które badaliśmy – dobrze wykształconych i względnie zamożnych mieszkańców dużych miast prowadzących stabilną egzystencję. Kapitały, na których oparli oni swoje przeświadczenie, że trzymają rzeczywistość w garści – pieniądze i wykształcenie – nagle okazały się zawodne, żaden z nich nie chronił jednostki przed lękiem i niepewnością. Co więcej, część z tych osób, zwłaszcza reprezentujących różne formacje inteligencji i klas kreatywnych, stan ten odczuwało jeszcze boleśniej, a to z tego powodu, że specyficzny etos tych kategorii zbiegający się z przekonaniem leżącym w samym sercu nowoczesności i kapitalizmu podpowiadał, że jednostka powinna być użyteczna i produktywna oraz że dzięki swojemu wysiłkowi, konsekwencji, braniu spraw w swoje ręce może być kimkolwiek zechce. Jeżeli dodamy do tego jeszcze silnie wśród części tej kategorii przyswojone zobowiązanie do niemarnowania czasu, świecenia przykładem, przechowywania (poprzez ich praktykowanie) istotnych, konstytutywnych dla zbiorowości wartości, to uzyskujemy przepis na skrajną nadaktywność, którą obserwowaliśmy w czasie pandemii. Pieczenie chleba i ciast, eksperymenty w kuchni, robienie przetworów i zapraw, wyciskanie soków i przygotowywanie nalewek, remonty, renowacje mebli, rękodzieło i powroty do porzuconego malowania i rysowania, uprawa ogrodu i nasadzenia na balkonach, intensywne ćwiczenia fizyczne i czytanie, pisanie pamiętników, wizualne dokumentowanie pandemii, szycie maseczek, krawiectwo i przeróbki ubrań, nauka nowych języków czy gry na instrumentach – wszystkie te działania nazywaliśmy rytuałami sprawstwa. Większość z nich bowiem była pozbawiona instrumentalnych celów, choć oczywiście przynosiła, co było tu ogromnie istotne, bardzo konkretne, namacalne efekty. Chodziło nie tylko jednak o to, by zajmując czymś ręce, zająć też głowę, by uwolnić się choćby na chwilę od niepokoju, lęku o przyszłość. Chodziło też o udowodnienie sobie, że ma się kontrolę nad rzeczywistością, i to nawet jeśli dotyczyło to niewielkiego, marginalnego fragmentu. Poczucie sprawstwa, namacalności efektów, konkretności przeobrażania jakiegoś rodzaju materii okazywało się pomocne w odzyskiwaniu naruszonej przez pandemię wiary we własną podmiotowość. Na tym jednak się zazwyczaj nie kończyło, bo te małe zwycięstwa obwieszczano światu, demonstrując tym samym, że nie marnujemy czasu, że zajmujemy się czymś sensownym, że wykorzystujemy pauzę w funkcjonowaniu rzeczywistości na robienie nowych rzeczy, na nabywanie umiejętności, którymi dotąd nie dysponowaliśmy. Taka pedagogika aktywizmu, zgodna z etosem interesujących mnie tu kategorii społecznych, pozwalała podtrzymywać tożsamość tych, którzy zgodnie z nią powinni świecić przykładem, być wzorcotwórczy. Co więcej, jej ważnym efektem jest również przezwyciężenie głębokiej „deskilizacji”, jaką wymuszał w ostatnich latach rynek oferujący w postaci towaru lub usługi to, co wcześniej potrafiliśmy zrobić samemu. Konsekwencją pandemii wcale nie było więc ostateczne zamknięcie nas w zdalności, w świecie medialnych zapośredniczeń, w którym dominuje wzrok, ale również dowartościowanie tego, co dotykalne, namacalne, manipulowalne, odkrycie na powrót niezwykłych potencji drzemiących w naszych dłoniach. Paradoks polegał jednak na tym, że w ten sposób jednocześnie podtrzymywano ideologię aktywizmu i produktywności funkcjonalną wobec kapitalizmu, a zabójczą dla środowiska i dla samej jednostki. W samym środku dyskusji o konieczności spowolnienia, zmniejszenia skali, o de- i postwzroście   9  9   Zob. J. Hickel, Less is more. How degrowth will save the world, Windmill Books, Londyn 2020; T. Jackson, Dobrobyt bez wzrostu: ekonomia dla planety o ograniczonych możliwościach, przeł. i oprac. M. Polakowski, Wydawnictwo Naukowe Uniwersytetu Mikołaja Kopernika, Toruń 2015; V. Liegey, A. Nelson, Exploring degrowth. A critical guide, Pluto Press, Londyn 2020; Dewzrost: słownik nowej ery, red.  G. D’Alisa, F. Demaria, G. Kallis, przeł. Ł. Lange, LangeL – Łucja Lange, Łódź 2020 i wiele innych.  ↩︎ celebrowano więc to, co w obrębie tych debat jest przedmiotem intensywnej krytyki jako jedno z ważniejszych źródeł problemów, z jakimi się dziś borykamy jako gatunek. Jak się więc okazuje, jedne sytuacje kryzysowe – te, które są bardzo konkretne i namacalne, dotykające nas bezpośrednio i niosące bardzo namacalne skutki – zawieszały refleksję nad tymi, które są bardziej oddalone w czasie, abstrakcyjne w skutkach, rozproszone. Nie mogło być inaczej, bo ograniczenie bezpośredniego niebezpieczeństwa nie tylko podtrzymuje nadzieję, że uda się to samo uczynić z tym odleglejszym, ale czyni to też bardziej prawdopodobnym.

Porowate domy

Lockdown, odcinający nas od świata zewnętrznego i zamykający większość z nas w czterech ścianach własnych mieszkań i domów, miał też tę przewrotną konsekwencję: czynił je miejscami publicznymi. Odizolowane od siebie jak nigdy wcześniej przestrzenie prywatne stały się nagle bardziej dostępne dla innych. Działo się tak oczywiście za sprawą zdalności pracy i nauki, będącej udziałem większości osób uczestniczących w naszych badaniach. Tego rodzaju transparencja pociągała za sobą różnorodne strategie jej ograniczania, z których najbardziej powszechną były różnorodne próby kadrowania rzeczywistości, intensywna praca scenograficzna. Improwizowane konstrukcje wykonywane były z tego, co pod ręką. Pozwalały one jednostce wystawić siebie na widok innych w taki sposób, by pozostawało to w zgodzie z jej wyobrażeniem na temat tego, jak chciałaby być widziana przez innych. Ten przyspieszony kurs z alfabetyzmu wizualnego, którego efekty weryfikowały spojrzenia innych, przypominał o tym, jak głęboko inscenizowana jest nasza codzienność, jak ważne jest prawo do prywatności, jak krucha jest budowana przez lata reputacja i image. Trudna do przeoczenia opresyjność tej sytuacji skutkowała coraz powszechniejszą quasi-obecnością jednostek, udostępniających tylko dźwięk, ale już nie obraz z domowego komputera. Pogodziliśmy się z namiastkowością interakcji, ich skracaniem do niezbędnego minimum. Nasi respondenci przesyłali nam co prawda zdjęcia imprez online, zdalnych uroczystości rodzinnych czy świąt, ale zapośredniczona przez ekrany codzienność traktowana była jak zło konieczne.

Porowatość domów miała też zupełnie inne oblicze. Pandemia niosła też za sobą niedostępną wcześniej wielość i zróżnicowanie doświadczeń medialnych, co było skutkiem przejścia w tryb online większości instytucji kultury, artystów i artystek, organizacji sportowych, społecznych, oświatowych. To dopiero ona też sprawiła, że nazywanie ekranu „oknem na świat” uzyskało pełne znaczenie. Sytuacja ta dawała bezprecedensową możliwość partycypacji jednostki w globalnym strumieniu przekazów i zdarzeń, wcześniej limitowanym choćby przez niedostępność fizyczną czy cenową, ale też zwiększyła penetrację przestrzeni domowych przez działania o charakterze marketingowym, promocyjnym, socjalizującym do kultury konsumenckiej. Pandemia również w tym przypadku niosła bardzo ambiwalentne konsekwencje: uwalniając nas od ograniczeń stwarzanych przez lokalność, poszerzała znacznie zakres naszych doświadczeń i wystawiała nas jednocześnie na rynkową indoktrynację w znacznie większym stopniu niż dawniej.

Krótkie podsumowanie

Pandemia to sytuacja kryzysowa stanowiąca rodzaj przerwy w codzienności, zawieszająca wiele organizujących ją reguł, a co za tym idzie, nasze rutyny i przyzwyczajenia. Jak się jednak okazywało, osoby reprezentujące badane przez nas kategorie społeczne odczuwały ją nie tyle jako podważenie materialnych podstaw egzystencji, ile raczej jako zaskakujące zdarzenie, które unieważnia posiadane kapitały, takie jak wykształcenie czy pieniądze, które dotychczas dawały pewność, że kontroluje się rzeczywistość, że jest się podmiotem, a nie przedmiotem. To doświadczenie przyniosło, jak starałem się wyżej pokazać, bardzo ambiwalentne skutki, podważające nieco przekonanie, że sytuacje kryzysowe są zawsze game changerem radykalnie przeobrażającym świat i nasze sposoby adaptacji do niego. To z kolei pokazuje siłę habitusu wytworzonego przez kapitalistyczną realność: pandemia nie tyle wyleczyła nas z kompulsji, nadaktywności, utożsamiania dobrego życia z takim, w którym dużo się dzieje, co raczej wymusiła nowe formy realizacji tego programu. Najbardziej obiecujący w tym wszystkim wydaje się powrót dotykalnego, intensywne doświadczenie materii – ziemi, zaczynu i ciasta, roślin i mięsa, naprawianych i odnawianych przedmiotów. Doświadczenie będące integralnym elementem rytuałów sprawstwa. Można w nim oczywiście widzieć jeszcze jedną formę, w jakiej realizuje się wytworzona przez rynek potrzeba nowości jako remedium na konsumencką nudę tych, którzy wszystkiego już doświadczyli. Można też potraktować ten powrót jako wstęp do odbudowywania relacji ze światem, do przezwyciężenia alienacji niesionej przez oferowanie go nam wyłącznie w postaci towaru lub usługi.

 

Bibliografia:

Dewzrost: słownik nowej ery, red. G. D’Alisa, F. Demaria, G. Kallis, przeł. Ł. Lange, LangeL – Łucja Lange, Łódź 2020.

Hickel J., Less is more. How degrowth will save the world, Windmill Books, Londyn 2020.

Jackson T., Dobrobyt bez wzrostu: ekonomia dla planety o ograniczonych możliwościach, przeł. i oprac. M. Polakowski, Wydawnictwo Naukowe Uniwersytetu Mikołaja Kopernika, Toruń 2015.

Krajewski M., Kubacka M., Pandemiczne emocje i radzenie sobie z nimi, [w:] R. Drozdowski, M. Frąckowiak, M. Krajewski, M. Kubacka, P. Luczys, A. Modrzyk, Ł. Rogowski, P. Rura, A. Stamm, K. Sztop-Rutkowska, Życie codzienne w czasach pandemii. Raport z trzeciego etapu badań, Poznań 2021, s. 58–76, https://issuu.com/wydzialsocjologiiuam/docs/_raport_ycie_codzienne_3, dostęp: 16 marca 2022.

Idem, Życie codzienne w czasach pandemii. Raport z trzeciego etapu badań, https://amu.edu.pl/wiadomosci/aktualnosci/ogolnouniwersyteckie/zycie-codzienne-w-czasach-pandemii.-raport-z-trzeciego-etapu-badan?fbclid=IwAR0-3BmKcMaxKLIFvoAL0rKRnNNnwlQtpFkNVzxVL0ScfAOhO2FYJraR2eI, dostęp: 16 marca 2022.

Liegey V.,  Nelson A., Exploring degrowth. A critical guide, Pluto Press, Londyn 2020.